Tytuł oryginału: The Winter King: A Novel of Arthur
Tom 1 trylogii arturiańskiej
Wydawnictwo: Erica
Ilość stron: 560
Okładka miękka
Do lektury „Zimowego monarchy” zabierałam się bardzo
długo. Mogło to wynikać z braku czasu, ogólnej niemocy lub strachu, że
niezwykły obraz Artura i „jego wesołej kompani”, który powstał kiedyś w mojej głowie,
zostanie zniszczony. Obaw tych nabrałam
po przeczytaniu kilku recenzji. Jak jednak wiadomo ciekawość jest silniejsza od
strachu, a pierwszy tom trylogii arturiańskiej kusił mnie coraz bardziej.
Narratorem całej historii jest Derfel. Kiedyś młody rycerz walczący u boku innych
wspaniałych wojowników jak i on sam, a
obecnie stary mnich, który spisuje historię swojego dowódcy Artura. Opisywane
przez niego sytuacje mają miejsce w tak zwanych „mrocznych wiekach” – okresie
po odejściu Rzymian z Brytanii. Kiedy kolejny konflikty (zarówno wewnętrzne jak
zewnętrzne), wojny oraz płynące z tego ofiary były praktycznie na porządku
dziennym.
Uther, dotychczasowy władca Brytanii, nie posiada
potomka w odpowiednim wieku, który mógłby przejąć władzę nad krajem w przypadku
jego śmierci. Ostatecznie nowym królem
zostaje jego nowo narodzony wnuk – Mordred. W krótkim czasie jego opiekunem staje się
wcześniej wspomniany Artur – jest on nieślubnym synem Uthera.
Artur to rycerz przepełniony ideałami o pokoju w
Brytanii, własnym honorem oraz odwagą. Walcząc w imieniu swojego nowego króla
pragnie udowodnić, że nie są to tylko puste słowa. Nie jest on jednak bez wad.
W chwili gdy wydaje się, że spokój powróci do królestwa dzięki jego zaręczaną z
księżniczką Ceinwyn on porzuca ją i
ucieka z Ginewrą. Mogę tutaj wspomnieć, że doprowadza do kolejnego konfliktu w
Brytanii. Artur kieruje się emocjami.… Jest
zwykłym człowiekiem z krwi i kości.
Kolejną niespodzianką był dla mnie Merlin. Zawsze
wyobrażałam go sobie, jako dobrotliwego czarodzieja stojącego u boku Artura. W książce B. Cornwell’a jest inteligentnym,
chwilami chciwym i upartym mężczyzną - druidem. Pomaga Arturowi wtedy, kiedy jest mu wygodnie
lub gdy ma odnieś z tego jakieś korzyści. Na spotkanie z takim Merlinem nie
byłam przygotowana jednak dzięki temu stał
on się dla mnie postacią bardziej realną i interesującą, a niżeli w innych
opowieściach.
Podobnie jest z pozostałymi postaciami, Lancelotem,
Ginewrą i Derflem. Nie są oni wyidealizowani, posiadają wady i zalety. I bardzo
dobrze, na skutek tego są bardziej wiarygodni.
Wszystko to zmieszane z opisami Brytanii pogrążonej
w walce, coraz silniejszym chrześcijaństwem oraz pozbawione zbędnego romantyzmu
stanowi jak dla mnie bardzo ciekawą wersje opowieści o Arturze. Bernard
Cornwell zaskoczył mnie, ale pozytywnie.
ps post ten był opublikowany wcześniej na moim poprzednim blogu.
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz